Produkcja filmowa – czy na tym można zarobić?
Wielokrotnie słychać utyskiwania producentów, dystrybutorów i managerów z branży filmowej, ile to stracili na danej produkcji. Zainwestowali w film kwotę X, a z wpływów z biletów do kin odzyskali zaledwie Y (przy czym oczywiście Y<X). Tutaj obowiązkowo muszą pojawić się lamenty o niesprawiedliwym podziale łupów z kin (wszystkiemu winni ci pazerni „kiniarze”), niskiej frekwencji w kinach (notabene cały czas rosnącej), piractwie itp. To właśnie wtedy zazwyczaj pada jakże popularne stwierdzenie, że „film nie zwrócił się”, czyli produkcja filmowa była deficytowa. I tak funkcjonuje ten biznes filmowy.
Ale czy naprawdę? Przecież Amerykanie mawiają, że przemysł filmowy jest najbardziej dochodowy ze wszystkich legalnych gałęzi biznesu (podobno jeszcze większe wpływy niż produkcja filmowa generuje handel narkotykami i żywym towarem). Czyli jak naprawdę jest z tym „zwracaniem się” filmów?
Warto zacząć od USA. Jak naprawdę wygląda amerykańska produkcja filmowa? Wyobraźmy sobie hipotetyczną historyjkę. Za górami, lasami i wielką wodą, gdzieś w niewielkiej mieścinie o nazwie Emeryville w stanie Kalifornia, jeden ze scenarzystów pracujących w firmie Pixar Animation Studios wpada na pomysł ciekawej historii dla dzieci. Powstaje film, wchodzi do kin w USA i… nie „zwraca się”.
Ale to jeszcze nie koniec naszej historyjki. Przecież życie produktu marketingowego jakim jest film nie kończy się na wyświetlaniu w kinach, o czym świetnie zdają sobie sprawę w The Walt Disney Company, którego częścią jest Pixar. Przecież nasz film może generować wpływy na wiele innych sposobów, a dzięki wielu firmom wchodzącym w skład koncernu Walta Disney’a możliwości są wręcz nieograniczone i obejmują m.in.:
- wydanie na DVD przez Walt Disney Studios Home Entertainment;
- musical wystawiony na Broadway’u przez Disney Theatrical Productions;
- trasę koncertową przygotowaną przez Disney Live Family Entertainment;
- rewię na lodzie wyprodukowaną przez Disney on Ice;
- album z muzyką z filmu (soundtrack) wydany przez Walt Disney Records;
- atrakcję związaną z filmem wybudowaną przez Disneyland Park;
- ubrania, zabawki, dekoracje do domu, gry planszowe, jedzenie i napoje, artykuły papiernicze, elektronika wyprodukowane przez Disney Consumer Products;
- książki, magazyny i komiksy wydane przez Disney Publishing Worldwide;
- serial animowany emitowane na antenie ogólnokrajowej stacji ABC oraz kanałów tematycznych takich jak Disney Channel czy ABC Family (po dystrybucji kinowej i na DVD również sam film mógłby tam być emitowany);
- słuchowisko lub inne audycje radiowe związane z filmem umieszczone w ramówce Radio Disney Network;
- grę komputerową na PC oraz konsole, a także gry online i do telefonów komórkowych wyprodukowane przez Disney Interactive Media Group.
I tak oto produkcja filmowa, która nie „zwraca się” z kin, zarabia grube miliony dolarów na innych polach eksploatacji. Disney to idealny przykład możliwości na jakie pozwalają tzw. alianse marketingowe, w tym przypadku o zasięgu globalnym.
W Polsce również powstają duże grupy kapitałowe, które mogą w niezwykle zyskowny sposób stosować wspomniane alianse. Mniejsi producenci także szukają partnerów z różnych branż, a co za tym idzie – przychodów z innych pól eksploatacji.
Dlatego następnym razem, gdy kolejna osoba ze świata filmu będzie żalić się, że produkcja filmowa „nie zwróciła się”, warto zapytać o wpływy z DVD, emisji w TV, VOD, insertów do gazet, merchandisingu, sponsoringu, product placementu itp. Oczywiście polski rynek jest relatywnie płytki (nie tylko w porównaniu z anglojęzycznym), a część projektów przygotowywanych jest stricte pod kątem festiwali, a nie generowania jak największych wpływów, ale w przypadku komercyjnych produkcji po uwzględnieniu dłuższej perspektywy czasowej może okazać się, że trzeba się mocno postarać, żeby film naprawdę nie „zwrócił się”…